W pierwszej blogowej notce pisałam, że większość moich zestawień na blogu (dobra, przynajmniej część;), nie będzie nadawała się do publicznego pokazania. Będzie jedynie wariacją na temat tego, jak mogłabym się na co dzień ubierać, gdybym była 15 lat młodsza.
Dzisiaj przedstawiam dwa takie zdjęcia.
Kuriozalne jednak jest to, że nie mam problemu z pokazaniem się internautom i wystawieniem się na ewentualne pożarcie. Mam jednak jakiś wewnętrzny hamulec, który nie pozwala mi na założenie takiej czy owej pary spodenek czy legginsów i wyjście w nich do ludzi. Realnych ludzi.
Powoli zastanawiam się czy w ogóle nie przestanę wychodzić z domu w perspektywie kilku najbliższych lat;). Internetowe sklepy spożywcze, telepraca, e-learning, internetowe butiki… jeszcze maseczka z dopływem świeżego powietrza i mogę się do krzesła przyśrubować;).
Mój osobisty małżonek stwierdził, że powinnam jak większość szafiarek dodawać do wpisów wersję angielską. Myślę, że nie czas jeszcze na to. Póki co, ten blog chyba nawet nie jest nigdzie zalinkowany;)
Eksperymentuję też z programem Flickra do obróbki zdjęć...
Top - cubus %b - xs
legginsy - ebay - M
pasek - Stradivarius
buty - MNG by Mango www. mangooutlet.com % - 36
łańcuszek - Cubus
ulubiona poza szafiarek (krzywa nóżka)- gratis;)
spodenki - Levis 501 - DIY - sh - rozmiar 25;)
kurtka - Stradivarius - S
rajtki - H&M kids
Fotki: Milena
Edit: Przed publikacją czytam ten tytuł już chyba 20 raz i zastanawiam się czy to zdanie jest w ogóle po polsku:)
wtorek, 29 września 2009
niedziela, 27 września 2009
Gdy emocje już opadną…
Po emocjach związanych z pierwszym zakupowym wrażeniem, zaczynasz się po prostu zastanawiać, co można jednak założyć do butów, które pierwotnie zdawały się być przysłowiowym strzałem w stopę;).
Fioletowe buty są dla mnie ugrzecznioną wersją "fuck me boots" (pozdrawiam Cię Bartku, jeżeli kiedykolwiek tutaj trafisz;) więc uznałam, że tylko coś klasycznego może być odpowiednie, żeby nie przesadzić.
Wełniana mała czarna wzbogacona została tylko o delikatne fioletowe wstawki. Do tego malutki, czarny, ażurowy sweterek i czarna torba. Pewnie przydałby się jakiś łańcuszek, coś co wzbogaciło by górę sukienki, ale rzadko kiedy przykładam się do takich detali. Zwykle czasu mam tyle, żeby zrobić sobie chociaż minimalny makijaż.
Buty nie zmasakrowały mi stóp. Wytrzymałam w nich ponad dwie godziny, ale komfortowym chodzeniem bym tego nie nazwała. Potwierdzam więc – nadają się głównie do lansowania:P
Mimo, że zarzekałam się w poprzedniej notce, iż nigdy więcej Deichmanna – ja tak łatwo nie odpuszczam i tak szybko się nie poddaję. Po prostu nie przyjmuję do wiadomości, że coś, na co wydałam moje ciężko zarobione pieniądze, miałoby teraz kurzyć się w szafie. Tak więc Deichmanny – przygotujcie się- chociaż jeden sezon musicie mi wiernie służyć.
Sukienka - Mango - www. mangooutlet.com rozmiar 34 , %
Buty- Deichmann - Catwalk - rozmiar 37
Sweterek - Stradivarius - sh- rozmiar S
Torba - H&M
Fotki:Milena
Fioletowe buty są dla mnie ugrzecznioną wersją "fuck me boots" (pozdrawiam Cię Bartku, jeżeli kiedykolwiek tutaj trafisz;) więc uznałam, że tylko coś klasycznego może być odpowiednie, żeby nie przesadzić.
Wełniana mała czarna wzbogacona została tylko o delikatne fioletowe wstawki. Do tego malutki, czarny, ażurowy sweterek i czarna torba. Pewnie przydałby się jakiś łańcuszek, coś co wzbogaciło by górę sukienki, ale rzadko kiedy przykładam się do takich detali. Zwykle czasu mam tyle, żeby zrobić sobie chociaż minimalny makijaż.
Buty nie zmasakrowały mi stóp. Wytrzymałam w nich ponad dwie godziny, ale komfortowym chodzeniem bym tego nie nazwała. Potwierdzam więc – nadają się głównie do lansowania:P
Mimo, że zarzekałam się w poprzedniej notce, iż nigdy więcej Deichmanna – ja tak łatwo nie odpuszczam i tak szybko się nie poddaję. Po prostu nie przyjmuję do wiadomości, że coś, na co wydałam moje ciężko zarobione pieniądze, miałoby teraz kurzyć się w szafie. Tak więc Deichmanny – przygotujcie się- chociaż jeden sezon musicie mi wiernie służyć.
Sukienka - Mango - www. mangooutlet.com rozmiar 34 , %
Buty- Deichmann - Catwalk - rozmiar 37
Sweterek - Stradivarius - sh- rozmiar S
Torba - H&M
Fotki:Milena
Etykiety:
Catwalk,
Deichmann,
HM,
Mango,
mangooutlet,
Stradivarius,
szafa
wtorek, 22 września 2009
Teraz już wiem
Tą notką mogę wywołać małe zamieszanie w blogowym światku szafiarek, ale niech tam, muszę, po prostu muszę to napisać.
Sklep Deichmanna zawsze omijałam szerokim łukiem. Nie wydawało mi się, żebym mogła tam kiedykolwiek coś znaleźć dla siebie. Nie odpowiadały mi na pierwszy rzut wystawowego oka ani kolory, ani fasony, a tym bardziej jakość butów tam sprzedawanych. Co do oceny jakości opierałam się oczywiście na tzw. wieści gminnej, bo nie miałam chyba nawet okazji być w tym sklepie.
Dopiero kiedy zaczęłam intensywnie przeglądać różne szafowe blogi, natknęłam się w kilku miejscach na zestawienia z butami tej sieci.
Pomyślałam,że może coś się zmieniło, może trzeba zweryfikować swój skostniały pogląd i dać im szansę? Bo przecież tylko krowa nie zmienia swojego zdania;).
Jesień powoli już czuć w kościach- zwłaszcza wieczorami, więc tym bardziej była to dobra okazja, żeby sprawić sobie nowe butki.
No i padło na Deichmanna. Pojechałam, poprzeglądałam, poprzymierzałam i ....zakupiłam dwie pary.
Deichmann. Catewalk. Tutaj można zrobić tylko jedno: oszczędzać jednak na oryginalnego Louboutina?:P
Deichmann- Graceland. Bawełniane skarpetki czy wkładka z naturalnego włókna? Co uratuje te buty?
A teraz mała dygresja.
Jestem znana z wielkiej niecierpliwości. Nie cierpię czekać na efekty i nie cierpię później po tych ewentualnych efektach weryfikować swoich poglądów. Więc być może będę musiała z bólem serca za jakiś czas odszczekać to co teraz napiszę:) ale
Butom Deichmanna mówię zdecydowane NIE!
Po wczorajszym kompulsywnym wariactwie zakupowym, dzisiaj do głosu doszedł po prostu rozsądek.
Powiedzcie mi jaka siła może opętać kobietę, żeby bez większego namysłu zakupiła ona buty z połyskującym fioletem na 12 cm szpilce!?. Odprowadzałam dzisiaj w nich dziecko do przedszkola i...dobrze, że przed wyjściem do pracy mogłam jeszcze wrócić do domu:). Jeżeli te buty do czegokolwiek się nadają to może do zdjęć, ewentualnie do sypialnianego fiku-miku;), ale do chodzenia? W życiu! Po prostu mają za niską platformę i stopa jest w nich nienaturalnie wygięta. Ale wszystko to mogłabym wybaczyć. Mogłabym cierpieć katusze, nauczyć się chodzić jak w pointach, ale jednego nie wybaczę. Tego, co te buty mają, albo czego nie mają w środku.
Wypróbowałam więc drugą parę. Spędziłam w niej dzisiaj 9 godzin w biurze. Nie wiem z czego są zrobione te buty w środku, ale nie ma to z pewnością nic wspólnego z naturalnym tworzywem;). Nie muszę chyba dodawać jak wygląda taka stopa po 9 godzinach spędzonych w parzącym się, nieoddychającym środowisku;). Problem jak się okazuje dotyczy też tych fioletowych, bo są wyściełane...po prostu plastikiem:/.
Może do tych butów trzeba zakładać tylko i wyłącznie bawełniane skarpetki? Może....ale właśnie. Nie mam cierpliwości do wyczekiwania czy coś się zmieni, kiedy je (te skarpetki) założę.
Macie jakieś pomysły jak zachować twarz przed sobą samą i coś jeszcze z tych butów wykrzesać? Jakaś wkładka do tych ala oxfordów? Bo fioletowe już skazane chyba na zapomnienie....
Póki co jestem więc na nie i teraz już wiem. Wiem, że na butach po prostu się nie oszczędza i warto jest podczas ich zakupu używać mózgu:P. Choćby miało to się skończyć na zakupie jednej pary kwartalnie...
Edit: Po namyśle stwierdzam, że jestem jednak chyba starą konserwą. Dam im jeszcze czas - może mnie zaskoczą;)
A tak w ogóle to chyba mam coś nie tak ze stopami...bo z większością butów mam tak, że dłuuugo się do nich przyzwyczajami i długo dopasowuje.
Sklep Deichmanna zawsze omijałam szerokim łukiem. Nie wydawało mi się, żebym mogła tam kiedykolwiek coś znaleźć dla siebie. Nie odpowiadały mi na pierwszy rzut wystawowego oka ani kolory, ani fasony, a tym bardziej jakość butów tam sprzedawanych. Co do oceny jakości opierałam się oczywiście na tzw. wieści gminnej, bo nie miałam chyba nawet okazji być w tym sklepie.
Dopiero kiedy zaczęłam intensywnie przeglądać różne szafowe blogi, natknęłam się w kilku miejscach na zestawienia z butami tej sieci.
Pomyślałam,że może coś się zmieniło, może trzeba zweryfikować swój skostniały pogląd i dać im szansę? Bo przecież tylko krowa nie zmienia swojego zdania;).
Jesień powoli już czuć w kościach- zwłaszcza wieczorami, więc tym bardziej była to dobra okazja, żeby sprawić sobie nowe butki.
No i padło na Deichmanna. Pojechałam, poprzeglądałam, poprzymierzałam i ....zakupiłam dwie pary.
Deichmann. Catewalk. Tutaj można zrobić tylko jedno: oszczędzać jednak na oryginalnego Louboutina?:P
Deichmann- Graceland. Bawełniane skarpetki czy wkładka z naturalnego włókna? Co uratuje te buty?
A teraz mała dygresja.
Jestem znana z wielkiej niecierpliwości. Nie cierpię czekać na efekty i nie cierpię później po tych ewentualnych efektach weryfikować swoich poglądów. Więc być może będę musiała z bólem serca za jakiś czas odszczekać to co teraz napiszę:) ale
Butom Deichmanna mówię zdecydowane NIE!
Po wczorajszym kompulsywnym wariactwie zakupowym, dzisiaj do głosu doszedł po prostu rozsądek.
Powiedzcie mi jaka siła może opętać kobietę, żeby bez większego namysłu zakupiła ona buty z połyskującym fioletem na 12 cm szpilce!?. Odprowadzałam dzisiaj w nich dziecko do przedszkola i...dobrze, że przed wyjściem do pracy mogłam jeszcze wrócić do domu:). Jeżeli te buty do czegokolwiek się nadają to może do zdjęć, ewentualnie do sypialnianego fiku-miku;), ale do chodzenia? W życiu! Po prostu mają za niską platformę i stopa jest w nich nienaturalnie wygięta. Ale wszystko to mogłabym wybaczyć. Mogłabym cierpieć katusze, nauczyć się chodzić jak w pointach, ale jednego nie wybaczę. Tego, co te buty mają, albo czego nie mają w środku.
Wypróbowałam więc drugą parę. Spędziłam w niej dzisiaj 9 godzin w biurze. Nie wiem z czego są zrobione te buty w środku, ale nie ma to z pewnością nic wspólnego z naturalnym tworzywem;). Nie muszę chyba dodawać jak wygląda taka stopa po 9 godzinach spędzonych w parzącym się, nieoddychającym środowisku;). Problem jak się okazuje dotyczy też tych fioletowych, bo są wyściełane...po prostu plastikiem:/.
Może do tych butów trzeba zakładać tylko i wyłącznie bawełniane skarpetki? Może....ale właśnie. Nie mam cierpliwości do wyczekiwania czy coś się zmieni, kiedy je (te skarpetki) założę.
Macie jakieś pomysły jak zachować twarz przed sobą samą i coś jeszcze z tych butów wykrzesać? Jakaś wkładka do tych ala oxfordów? Bo fioletowe już skazane chyba na zapomnienie....
Póki co jestem więc na nie i teraz już wiem. Wiem, że na butach po prostu się nie oszczędza i warto jest podczas ich zakupu używać mózgu:P. Choćby miało to się skończyć na zakupie jednej pary kwartalnie...
Edit: Po namyśle stwierdzam, że jestem jednak chyba starą konserwą. Dam im jeszcze czas - może mnie zaskoczą;)
A tak w ogóle to chyba mam coś nie tak ze stopami...bo z większością butów mam tak, że dłuuugo się do nich przyzwyczajami i długo dopasowuje.
niedziela, 20 września 2009
Pańcia zrobiona na szaro
Typowy strój "Pańci", lub jak kto woli "kobiety biurwy". Pańciowatą stylizację traktuje ciągle jeszcze bardziej jako coś w rodzaju przebrania niż ubrania, chociaż muszę przyznać, że im jestem starsza, tym częściej zdarza mi się w czymś takim wyskoczyć - nawet do pracy;)
Czy Wam też się wydaje, jakby moje włosy wyglądały jak...uszy spaniela?;).
To przebranie idealnie pasowało na wczorajsze wyjście do teatru. Okazją była polska premiera musicalu High School Musical, wystawionego w Gliwickim Teatrze Muzycznym.
Początkowo obawiałam się wyjścia w takiej sztywniackiej wersji damskiego garniaka. Znowu przez chwile pomyślałam o lateksowych legginsach;). W końcu musical lekki, łatwy i przyjemny, przeznaczony dla młodego pokolenia. Nie dość, że wiekowo mogłam zawyżać tam statystyki o jakieś dwadzieścia lat, to jeszcze strój dodawał mi kolejnych dziesięć:).
Jak się jednak okazało małolatów i młodzieży nie było znowu aż tak wielu, a Panie były ubrane elegancko. Intuicja mnie więc nie zawiodła i wtopy ubraniowej chyba nie zaliczyłam.
Podczas spektaklu obowiązywał całkowity zakaz robienia zdjęć;)
Mama ucięła dziecku stópki;)
Z Sarą Chmiel, odtwórczynią głównej roli Gabrieli Montez
A wracając do ciuchów. Spódnica została kupiona przeze mnie sześć lat temu i (tu proszę o szczególną uwagę), przeleżała te sześć lat w szafie:). Wydawało mi się ciągle, że jest dla mnie dużo za duża:). A więc przy okazji premiery spódnica zaliczyła też swoją. Będę ją teraz chyba dość mocno eksploatować w innych zestawieniach, bo nosi się nadzwyczaj dobrze.
Stalową monochromatyczność przełamałam czerwonym szerokim pasem i kolorem moich ust (Rouge Penelope L'oreal). Prawdopodobnie zaliczam tym pasem jakieś modowe faux pas;). Wierzcie mi bądź nie, ale nie mam zamiaru się tym w ogóle przejmować:)
Spódnica - Montego - sh
Top - Cubus %
Marnarka - H&M
Wisiorki - H&M, Cubus
Buty- Quazzi
Torba -H&M
Foty- Milena, Petitka
Czy Wam też się wydaje, jakby moje włosy wyglądały jak...uszy spaniela?;).
To przebranie idealnie pasowało na wczorajsze wyjście do teatru. Okazją była polska premiera musicalu High School Musical, wystawionego w Gliwickim Teatrze Muzycznym.
Początkowo obawiałam się wyjścia w takiej sztywniackiej wersji damskiego garniaka. Znowu przez chwile pomyślałam o lateksowych legginsach;). W końcu musical lekki, łatwy i przyjemny, przeznaczony dla młodego pokolenia. Nie dość, że wiekowo mogłam zawyżać tam statystyki o jakieś dwadzieścia lat, to jeszcze strój dodawał mi kolejnych dziesięć:).
Jak się jednak okazało małolatów i młodzieży nie było znowu aż tak wielu, a Panie były ubrane elegancko. Intuicja mnie więc nie zawiodła i wtopy ubraniowej chyba nie zaliczyłam.
Podczas spektaklu obowiązywał całkowity zakaz robienia zdjęć;)
Mama ucięła dziecku stópki;)
Z Sarą Chmiel, odtwórczynią głównej roli Gabrieli Montez
A wracając do ciuchów. Spódnica została kupiona przeze mnie sześć lat temu i (tu proszę o szczególną uwagę), przeleżała te sześć lat w szafie:). Wydawało mi się ciągle, że jest dla mnie dużo za duża:). A więc przy okazji premiery spódnica zaliczyła też swoją. Będę ją teraz chyba dość mocno eksploatować w innych zestawieniach, bo nosi się nadzwyczaj dobrze.
Stalową monochromatyczność przełamałam czerwonym szerokim pasem i kolorem moich ust (Rouge Penelope L'oreal). Prawdopodobnie zaliczam tym pasem jakieś modowe faux pas;). Wierzcie mi bądź nie, ale nie mam zamiaru się tym w ogóle przejmować:)
Spódnica - Montego - sh
Top - Cubus %
Marnarka - H&M
Wisiorki - H&M, Cubus
Buty- Quazzi
Torba -H&M
Foty- Milena, Petitka
niedziela, 13 września 2009
Wielka moda w małym mieście
Sprawny blogger, wg niektórych, pisze swoją blogową notkę nie dłużej niż pół godziny. Moja powstaje już trzeci dzień. Oznacza to tylko tyle, że jeszcze sprawną blogerką nie jestem i chyba długo nie będę;)
Tak naprawdę miał to być fotoreportaż, ale Pani fotograf, która wybrała się ze mną na imprezę powitała mnie słowami: "A wiesz, że ja nie zabrałam swojego aparatu? Tak bardzo chciałam chociaż raz przyjść gdzieś na luzie, z torebeczką, bez tego całego mojego wielkiego plecaka ze sprzętem”. W zasadzie to trudno nie przyznać jej racji, bo czy takiej Pani fotograf już nic się od życia nie należy?;). Ale na szczęście ja miałam przy sobie swój. Niestety zdjęcia nie są za dobre, bo mój aparat nie nadaje się po prostu do szybkich, dynamicznych, modelingowych ujęć.
Pokaz mody, który miałam okazję zobaczyć, był chyba moim pierwszym (nie licząc pokazu fryzur, z którego robiłam relację 10 lat temu pracując dla jednego z dzienników). Sam pokaz był ostatnim punktem programu, wernisażu wystawy zdjęć młodego, miejscowego fotografa – Piotra Sobika, który od kilku lat realizuje się w obszarze fotografii mody.
Z autorem wystawy- Piotrem Sobikiem. Tak, oprócz tego że stało mi się coś z twarzą to też z sukienką;) Na dubel niestety nie było czasu.
Przez moment pomyślałam, że czuje się troche jak Carrie z SATC (prawie robi wielką różnicę;).Wprawdzie bez burzy blond loków i Yellow Cab, ale za to z wernisażową lampką wina, dobrym humorem (a tego mi ostatnio brak) i przeświadczeniem, że nie jest chyba tak źle, skoro nawet w moim mieście można liczyć czasem na coś więcej niż plastikowe dinozaury;).
Z Martyną i lampką wina - już opróżnioną;)
O kolekcji Małgorzaty Grzywnowicz i Małgorzaty Węgiel – Phantas Magoria, która była objawieniem tegorocznej Złotej Nitki, wspominała już Pani Mruk. Ja dodam tylko tyle, że to raczej nie mój klimat, ale zestawienie faktur, kolorów i materiałów powala!
Phantas Magoria inspirowana twórczością zespołu Republika
Podczas imprezy udało mi się dorwać Martynę, która od razu rzuciła mi się w oczy. Wpasowała się znakomicie w stylistykę lat 80-tych, królującą tego dnia na wybiegu. Postanowiłam więc od razu zapytać ją o zdjęcie, bo zamierzam strzelać foty ciekawie ubranych ludzi tutaj, na ile się tylko da.
Martyna jest Rybniczanką. Studiuje w Łodzi na ASP. W rodzinnym mieście spędza wakacje.
Mój strój natomiast wzbudził zainteresowanie niektórych Pań (wiem, podglądałam ukradkiem;) przede wszystkim ze względu na 12 cm obcas. Kilery, bo tak je nazywam, miały więc wreszcie swoją wielką publiczną premierę, a ja po prostu byłam przeszczęśliwa, że udało mi się w nich nie zabić;)
Tłumy tego wieczoru zgromadzone we foyer rybnickiego teatru, utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że pomysł, który od jakiegoś czasu kiełkuje w mojej głowie, być może nie jest najgłupszą rzeczą jakiej zamierzam się podjąć... Ale to już temat na zupełnie inną notkę.
Przed wyjściem
Natural born killers;)
Na koniec specjalne podziękowania za konsulting ubraniowy dla Morven. Do samego końca byłam przekonana, że wyskoczę tam w lateksowych legginsach zamiast małej białej:P. Jak dobrze, że na świecie są szafiarki:).
Sukienka: Cubus %
Wisiorki- Cubus, H&M
Buty- MNG - www. mangooutlet.com - %
Fotki - Justyna
Tak naprawdę miał to być fotoreportaż, ale Pani fotograf, która wybrała się ze mną na imprezę powitała mnie słowami: "A wiesz, że ja nie zabrałam swojego aparatu? Tak bardzo chciałam chociaż raz przyjść gdzieś na luzie, z torebeczką, bez tego całego mojego wielkiego plecaka ze sprzętem”. W zasadzie to trudno nie przyznać jej racji, bo czy takiej Pani fotograf już nic się od życia nie należy?;). Ale na szczęście ja miałam przy sobie swój. Niestety zdjęcia nie są za dobre, bo mój aparat nie nadaje się po prostu do szybkich, dynamicznych, modelingowych ujęć.
Pokaz mody, który miałam okazję zobaczyć, był chyba moim pierwszym (nie licząc pokazu fryzur, z którego robiłam relację 10 lat temu pracując dla jednego z dzienników). Sam pokaz był ostatnim punktem programu, wernisażu wystawy zdjęć młodego, miejscowego fotografa – Piotra Sobika, który od kilku lat realizuje się w obszarze fotografii mody.
Z autorem wystawy- Piotrem Sobikiem. Tak, oprócz tego że stało mi się coś z twarzą to też z sukienką;) Na dubel niestety nie było czasu.
Przez moment pomyślałam, że czuje się troche jak Carrie z SATC (prawie robi wielką różnicę;).Wprawdzie bez burzy blond loków i Yellow Cab, ale za to z wernisażową lampką wina, dobrym humorem (a tego mi ostatnio brak) i przeświadczeniem, że nie jest chyba tak źle, skoro nawet w moim mieście można liczyć czasem na coś więcej niż plastikowe dinozaury;).
Z Martyną i lampką wina - już opróżnioną;)
O kolekcji Małgorzaty Grzywnowicz i Małgorzaty Węgiel – Phantas Magoria, która była objawieniem tegorocznej Złotej Nitki, wspominała już Pani Mruk. Ja dodam tylko tyle, że to raczej nie mój klimat, ale zestawienie faktur, kolorów i materiałów powala!
Phantas Magoria inspirowana twórczością zespołu Republika
Podczas imprezy udało mi się dorwać Martynę, która od razu rzuciła mi się w oczy. Wpasowała się znakomicie w stylistykę lat 80-tych, królującą tego dnia na wybiegu. Postanowiłam więc od razu zapytać ją o zdjęcie, bo zamierzam strzelać foty ciekawie ubranych ludzi tutaj, na ile się tylko da.
Martyna jest Rybniczanką. Studiuje w Łodzi na ASP. W rodzinnym mieście spędza wakacje.
Mój strój natomiast wzbudził zainteresowanie niektórych Pań (wiem, podglądałam ukradkiem;) przede wszystkim ze względu na 12 cm obcas. Kilery, bo tak je nazywam, miały więc wreszcie swoją wielką publiczną premierę, a ja po prostu byłam przeszczęśliwa, że udało mi się w nich nie zabić;)
Tłumy tego wieczoru zgromadzone we foyer rybnickiego teatru, utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że pomysł, który od jakiegoś czasu kiełkuje w mojej głowie, być może nie jest najgłupszą rzeczą jakiej zamierzam się podjąć... Ale to już temat na zupełnie inną notkę.
Przed wyjściem
Natural born killers;)
Na koniec specjalne podziękowania za konsulting ubraniowy dla Morven. Do samego końca byłam przekonana, że wyskoczę tam w lateksowych legginsach zamiast małej białej:P. Jak dobrze, że na świecie są szafiarki:).
Sukienka: Cubus %
Wisiorki- Cubus, H&M
Buty- MNG - www. mangooutlet.com - %
Fotki - Justyna
Etykiety:
Cubus,
HM,
MNG,
Piotr Sobik fotograf,
pokaz mody Rybnik,
spotkania,
szafa
poniedziałek, 7 września 2009
Wszystkie dzieci nasze są...
Pasiak po raz drugi. Tym razem w funkcji do jakiej został stworzony - czyli jako top. Tak petitka zawozi i odbiera czasem dzieci ze szkoły i przedszkola:) - jak ma urlop rzecz jasna;)
Ściana to efekt kreatywnych zapędów moich dzieciaków. Niestety nic sobie z tego zapału nie zrobił pierwszy deszcz, który dopadł malunek już po dwóch godzinach od realizacji. Ale płaczu na szczęście nie było. To co pozostało na ścianie,może być dobrą wskazówką dla tych, którzy się czasem zastanawiają, co też te biedne dzieci porabiają kiedy ich mama zagłębia się w czeluściach internetu w poszukiwaniu inspiracji wszelakiej maści;)
W zestawie dominuje Stradivarius (była jeszcze kurtka ale się ciepło zrobiło), marka którą odkryłam całkiem niedawno, a zapałałam do niej miłością wielką. Mam nadzieję, że odwzajemnioną. Jak do wszystkiego co hiszpańskie. Ale to już temat na zupełnie inny post.
skinny dżins - Stradivarius
Top- cubus %
łańcuszek - cubus %
kapelusz- H&M- dział męski
buty- Stradivarius
torebka - przywieziona z Krymu:)
Fotki - Milena - lat 9
Ściana to efekt kreatywnych zapędów moich dzieciaków. Niestety nic sobie z tego zapału nie zrobił pierwszy deszcz, który dopadł malunek już po dwóch godzinach od realizacji. Ale płaczu na szczęście nie było. To co pozostało na ścianie,może być dobrą wskazówką dla tych, którzy się czasem zastanawiają, co też te biedne dzieci porabiają kiedy ich mama zagłębia się w czeluściach internetu w poszukiwaniu inspiracji wszelakiej maści;)
W zestawie dominuje Stradivarius (była jeszcze kurtka ale się ciepło zrobiło), marka którą odkryłam całkiem niedawno, a zapałałam do niej miłością wielką. Mam nadzieję, że odwzajemnioną. Jak do wszystkiego co hiszpańskie. Ale to już temat na zupełnie inny post.
skinny dżins - Stradivarius
Top- cubus %
łańcuszek - cubus %
kapelusz- H&M- dział męski
buty- Stradivarius
torebka - przywieziona z Krymu:)
Fotki - Milena - lat 9
Etykiety:
Cubus,
HM,
Stradivarius,
szafa
Subskrybuj:
Posty (Atom)