Tą notką mogę wywołać małe zamieszanie w blogowym światku szafiarek, ale niech tam, muszę, po prostu muszę to napisać.
Sklep Deichmanna zawsze omijałam szerokim łukiem. Nie wydawało mi się, żebym mogła tam kiedykolwiek coś znaleźć dla siebie. Nie odpowiadały mi na pierwszy rzut wystawowego oka ani kolory, ani fasony, a tym bardziej jakość butów tam sprzedawanych. Co do oceny jakości opierałam się oczywiście na tzw. wieści gminnej, bo nie miałam chyba nawet okazji być w tym sklepie.
Dopiero kiedy zaczęłam intensywnie przeglądać różne szafowe blogi, natknęłam się w kilku miejscach na zestawienia z butami tej sieci.
Pomyślałam,że może coś się zmieniło, może trzeba zweryfikować swój skostniały pogląd i dać im szansę? Bo przecież tylko krowa nie zmienia swojego zdania;).
Jesień powoli już czuć w kościach- zwłaszcza wieczorami, więc tym bardziej była to dobra okazja, żeby sprawić sobie nowe butki.
No i padło na Deichmanna. Pojechałam, poprzeglądałam, poprzymierzałam i ....zakupiłam dwie pary.
Deichmann. Catewalk. Tutaj można zrobić tylko jedno: oszczędzać jednak na oryginalnego Louboutina?:P
Deichmann- Graceland. Bawełniane skarpetki czy wkładka z naturalnego włókna? Co uratuje te buty?
A teraz mała dygresja.
Jestem znana z wielkiej niecierpliwości. Nie cierpię czekać na efekty i nie cierpię później po tych ewentualnych efektach weryfikować swoich poglądów. Więc być może będę musiała z bólem serca za jakiś czas odszczekać to co teraz napiszę:) ale
Butom Deichmanna mówię zdecydowane NIE!
Po wczorajszym kompulsywnym wariactwie zakupowym, dzisiaj do głosu doszedł po prostu rozsądek.
Powiedzcie mi jaka siła może opętać kobietę, żeby bez większego namysłu zakupiła ona buty z połyskującym fioletem na 12 cm szpilce!?. Odprowadzałam dzisiaj w nich dziecko do przedszkola i...dobrze, że przed wyjściem do pracy mogłam jeszcze wrócić do domu:). Jeżeli te buty do czegokolwiek się nadają to może do zdjęć, ewentualnie do sypialnianego fiku-miku;), ale do chodzenia? W życiu! Po prostu mają za niską platformę i stopa jest w nich nienaturalnie wygięta. Ale wszystko to mogłabym wybaczyć. Mogłabym cierpieć katusze, nauczyć się chodzić jak w pointach, ale jednego nie wybaczę. Tego, co te buty mają, albo czego nie mają w środku.
Wypróbowałam więc drugą parę. Spędziłam w niej dzisiaj 9 godzin w biurze. Nie wiem z czego są zrobione te buty w środku, ale nie ma to z pewnością nic wspólnego z naturalnym tworzywem;). Nie muszę chyba dodawać jak wygląda taka stopa po 9 godzinach spędzonych w parzącym się, nieoddychającym środowisku;). Problem jak się okazuje dotyczy też tych fioletowych, bo są wyściełane...po prostu plastikiem:/.
Może do tych butów trzeba zakładać tylko i wyłącznie bawełniane skarpetki? Może....ale właśnie. Nie mam cierpliwości do wyczekiwania czy coś się zmieni, kiedy je (te skarpetki) założę.
Macie jakieś pomysły jak zachować twarz przed sobą samą i coś jeszcze z tych butów wykrzesać? Jakaś wkładka do tych ala oxfordów? Bo fioletowe już skazane chyba na zapomnienie....
Póki co jestem więc na nie i teraz już wiem. Wiem, że na butach po prostu się nie oszczędza i warto jest podczas ich zakupu używać mózgu:P. Choćby miało to się skończyć na zakupie jednej pary kwartalnie...
Edit: Po namyśle stwierdzam, że jestem jednak chyba starą konserwą. Dam im jeszcze czas - może mnie zaskoczą;)
A tak w ogóle to chyba mam coś nie tak ze stopami...bo z większością butów mam tak, że dłuuugo się do nich przyzwyczajami i długo dopasowuje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ja mam sporo butów od nich i nie narzekam, sprawdziłam że tylko 2 pary jakie posiadam nie maja wkładek ze skóry. Rozwiązanie...może po porostu kup skórzane wkładki i myślę że powinno być lepiej :)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o te pierwsze, to szczerze pomysłu nie mam ;)
ja z racji kosztów kupuję buty w Deichmannie. i naprawdę nie narzekam, może to faktycznie kwestia przyzwyczajenia?
OdpowiedzUsuńuch, tez mam te drugie buty i jestem ciekawa jak się spiszą w teatrze, więc dam znać jak mi zmasakrowały stopy ;)
OdpowiedzUsuńKupuję buty niezwykle rzadko. Jedna para na milion podoba mi się, dobrze leży w niej stopa i noga się nie męczy.
OdpowiedzUsuńPełnych, krytych pantofli szukałam lata całe - zwyczajnie z kozaczków przeskakiwałam w sandałki i odwrotnie. Teraz po dwóch latach, wiem że następne kupię z tej samej firmy. NAwet podobny design do tych drugich :) (bo mam taką sukienkę z 70lat, na czwartkowy wernisaż...) I nawet zdjęcie zrobię i pokażę Ci.
Buty w deichman kupiłam dwa razy - raz czerwone kozaczki (super były) które po intensywnym używaniu rozpadły się w proch. I drugi raz, coś co po jednym włożeniu zalega już nie szafę a worek z darami dla fundacji (może jakaś małolata będzie bardzie zadowolona)
no wiec po 1 dziekuje za niesamowity komentarz.w zyciu nie dostalam przyjemniejszego.
OdpowiedzUsuńpo 2 te buty ktore kupilas są śliczne.
po 3, czy one są aż tak niewygodne?:)
Przeczytałam cały Twój wywód na temat butów i zakupów i mam podobne spostrzeżenia. Niestety buty powinny mieć chociaż wnętrze ze skóry naturalnej, przynajmniej w moim przypadku. To jest kwestia stóp, bo znam osoby, które mogą nosić na nogach ceratę i nic im nie jest. Ja od razu mam pęcherze i obtarcia. O za wysokich i niestabilnych obcasach (takie często są w deichmannie) nie wspomnę. Ale jedno firmie D. trzeba przyznać, że nigdzie nie ma takich wzorów za tak niskie pieniądze...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie:
agatiszka.blogspot.com
cóż jeśli o mnie chodzi to przejde każde katusze jeśli tylko buty mi sie podobają:D
OdpowiedzUsuńa te fioletowe sa według mnie warte aby troche pocierpiec;) musisz sie tylko przyzwyczaić....pozdr
jak kupujesz buty za 60zl to czego oczukejesz?? cielecej skorki?? hahahaha
OdpowiedzUsuń