sobota, 17 stycznia 2009

O co Ci chodzi mała?

Z tymi szafiarskimi blogami xs (a raczej ich brakiem) to chyba trochę przesadziłam. Od wczoraj natknęłam się na co najmniej trzy, w których dziewczyny na pierwszy rzut oka mieszczą się w kategoriach petite. Fakt, faktem, że mało która podnosi tę kwestię do rangi problemu. Dla mnie on jednak ewidentnie istnieje. Może reszcie to pasuje? Mi nie. Zawsze marzyła mi się wielką pupa J. Lo;). No, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Czas się może wreszcie przyzwyczaić?

Z czym boryka się petitka? Z komentarzami w stylu:" Oj, Ty chyba znowu schudłaś"; " A wiesz? Ty ciągle wyglądasz jak dziewczynka jakaś", "Oj Twoje dzieci Cie niedługo przerosną". Ciekawe, że osoba w rozmiarze XXL nie usłyszy raczej takich tekstów, bo to przecież niepoprawne politycznie jest. Petitce zawsze można jednak dowalić i upuścić sobie frustracyjnej krwi.

Czy ktoś mający już zdrowo po 30-stce może być biznesowo wiarygodny kiedy wygląda na dużo mniej? Kobiety zawsze mają pod górkę w tym względzie... Sytuację w moim przypadku mogłyby poprawić linie petite - gdyby tylko w tym kraju chciał to ktoś uwzględnić....Ze znanych mi marek jedynie Mexx i Orsay pomyślał o filigranowych. Pierwszy jest często poza zasięgiem moich finansów (no i co ja mam poradzić, że zawsze podobają mi się najdroższe rzeczy w kolekcji) a drugi kompletnie do mnie nie przemawia. Chętnie dowiem się kto jeszcze?

Taki H&M na ten przykład ewidentnie zrobił coś z lustrami i rozmiarówką. Mam na to swoją spiskową teorię dziejów. Społeczeństwo nam się ciutkę rozrosło. Naprawdę stojąc czasami przy niektórych gimnazjalistkach zastanawiam się, kto tu ma te trzy dychy z hakiem;) No więc rozmiar 34 w HM jakiś kompletnie rozlazło workowaty jest. Oczywiście nie przymierzyłam wszystkich ubrań tej sieci, ale jakoś tak się składa, że poza rajstopami nic tam dawno nie kupiłam. Widziałam natomiast kilka fajnych rzeczy w dziale dziecięcym;)- może to jest na nich sposób?

Ktoś zapyta: " O co Ci chodzi w ogóle mała"? - nie musisz się odchudzać, nie dla Ciebie diety, herbatki-cud, nic Ci się nigdzie nie wylewa, do wszystkiego się wciśniesz, papierosy i wino w sklepie od 5 lat już Ci sprzedają bez proszenia o dowód, podważających twój wiek naprowadzisz na poprawny tor intelektem. Więc co?
Odpowiadam: "Nic, zupełnie nic". Tak sobie tylko upuszczam frustracyjnej krwi;)...

piątek, 16 stycznia 2009

Słomiany zapał


Tak, mogło by to być moje drugie imię, mój przydomek. Tak to już ze mną jest, że często, gęsto napalam się na coś, żeby potem dłubać nad tym w czeluściach mojego mózgu- a czy pomysł dostatecznie dobry? a czy ktoś to będzie w ogóle czytać? a jak już będą czytać to czy nie wyśmieją? itepe, itede.

Skonsultowałam więc moje dylematy z moim osobistym fotografem, który bez wahania zgodził się robić mi zdjęcia i stwierdził po chwili: " Mamo, to fantastyczny pomysł jest":). Fotografka kończy w tym roku 9-lat i mam nadzieje, że da sobię radę w tej poważnej roli:). Jako bonus obiecałam obfocić ją kiedyś i też tu pokazać - a jest co:) zapewniam prawie obiektywnie;).

Doszłyśmy razem jednak do wniosku, że skoro zdjęcia mają być w plenerze (jak to w poradniku  dla świeżych blogerek zasugerowała Ryfka ) to czekamy jednak na lepszą aurę. Jak tu bowiem robić dobre foty, kiedy na dworze szaro, buro i ponuro a do tego chlapa wszędobylska? No i stroje moje zimowe wyjątkowo nie do pokazania są. 

Tak więc czekamy na wiosnę:)


niedziela, 11 stycznia 2009

Najtrudniejszy pierwszy krok


Pomysł na bloga powstał jakieś 18 miesięcy temu, pomysł na to by zrobić coś w internecie w 2006 r. Tym samym przekraczam chyba ramy zdrowego rozsądku jeżeli chodzi o tak zwany launching;) w jakiejkolwiek branży:D. Rekord zapewniony. Ale jak to powiadają - przyjdzie czas przyjdzie i ochota. No i przyszła, zamieszała mi w głowie, pozostawiła jak zwykle z mnóstwem nieogarniętych przemyśleń. Tym razem się jednak wzięłam, zawzięłam i bloga odpaliłam.

Blog dla petitek (wiem, wiem to takie ciastka, ale tak mi się ta nazwa spodobała, że nie mogłam się oprzeć) to test. Jak napisałam w pierwszym zdaniu od 3 lat zabieram się i nie mogę ruszyć z kopyta z inicjatywą zrobienia czegoś w internecie. Ten blog będzie moim swoistym sprawdzianem, tego co wiem, a czego jeszcze nie umiem w tej branży. Lepiej przecież ryzykować na czymś co w 100% jest prywatne, czyż nie? To raz.

Druga strona medalu jest taka, że nie znalazłam w sieci wielu blogów kobiet w rozmiarze xs (no poza tymi rzecz jasna, które traktują xs jako ideał w każdym calu, ale nie o tych mowa;). Za wielką wodą to i owszem, w Europie być może? (nie wiem, muszę sprawdzić:), u nas raczej z tym kiepsko. Żeby była jasność pełna. Nie jestem znawczynią trendów, to ja sama muszę się inspirować ciągle, a nie inspirować kogoś. Większość rzeczy, które ubieram to nieskomplikowane zestawy, w tonacjach szaro-burych, wtapiających się w tłum. Z racji mojej profesji jestem skazana na dress code w którym naprawdę zaszaleć nie można. Dodajcie do tego jeszcze problemy jakie ma z ubraniem klasyczna petitka i gwarantuje, że nie ma tu nic do oglądania i podziwiania:).

Trzy. Moda jest fajna. Jest trudna, nieprzewidywalna - ale fajna. Chciałabym wrócić do czasów kiedy się nią bawiłam, kiedy wracałam skonana do domu po 4 godzinnym buszowaniu w lumpeksie, kiedy inspiracją były ubrania bohaterek tandetnych fotostory w "Dziewczynie" czy teledyski Madonny i Prince'a. Takie było liceum. Mam niewiele zdjęć z tamtych czasów, ale pamiętam jak dziś, że do szkoły ubierałam lycrowe legginsy! i obszerny brązowy sweter zrobiony przez koleżankę mojej mamy. Ileż ja się nachodziłam za tymi legginsami! Potem się wszystko zmieniło. Zaczęłam dorastać do tego, żeby z nastolatki w legginsach stać się wreszcie kobietą w garsonce i tu napotkałam na ścianę. Wszystko wydawało mi się takie same, jednakowe, jakieś takie "bez jaj", no i oczywiście za duże. Odpuściłam więc na lat wiele. Zakładałam t-shirt i dżinsy, włosy wiązałam w koński ogon, żeby mieć to wszystko z głowy.W międzyczasie pojawiło się jedno dziecko, potem drugie...pieluchy, zupy i kupy...gdzie mi tam było myśleć o tym jak się wygląda i w czym się chodzi.Do dzisiaj tak mam niestety w większości moich codziennych zestawów ubraniowych.A potem wtopiłam w klimaty biurowe i tkwię w nich do dziś. To miejsce będzie więc dla mnie swoistą odskocznią. To co tutaj pokaże to będą jedynie moje marzenia jak mogłabym się ubierać gdybym była 10 lat młodsza i miała w głowie to co teraz;). Dzisiaj jestem na takim etapie, że najzwyczajniej w świecie przeraża mnie wizja prezentowania siebie w stylu " z tyłu liceum z przodu muzeum". To pewnie irracjonalny lęk, ale gdy się ma już bliżej 40-stki niż 20-stki to łatwo przekroczyć tę cienką granice dobrego smaku. I znowu jak w katarynce - petitce tym bardziej jest ciężko, bo co poradzisz, gdy lepiej leżą na tobie ubrania dedykowane nastolatkom a nie kobietom dojrzałym?

Cztery. Szafiarki. Nie ukrywam, że jestem pod dużym wrażeniem tego, co i jak dziewczyny robią ze swoimi łowami, jak zestawiają i jak kombinują, jak podążają za trendami. Przede mną daleka jeszcze droga i wcale nie zamierzam tak ślepo nią podążać, nie taki jest bowiem mój cel. Nie zamierzam być trendsseterką i porywać tłumów:)

Pięć. Zawsze lubiłam pisać. Zazwyczaj mam permanentny stan snucia opowieści w głowie- gorzej z przelaniem tego na papier (edit: dysk;). Jak w moim ulubionym skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju "Kolęda" - "Tak to Ci się japa nie zamyka":D
Moją karmą jest napisanie chwytliwego scenariusza i życie z tantiem;)-już nie mogę doczekać się emerytury:D. Mam jednak tendencje do dłużyzn, co wyszło już w pierwszym poście:). Niech więc to będzie też doskonalenie mojego "pisarskiego" warsztatu;)

A więc Panie i Panowie! Otwieram swe podwoje, tadam (fanfary!!!)

Blog dla petitek oficjalnie uważam za otwarty!